Okay, nie wiem, kiedy będzie rozdział, ale na pewno go wstawię. Ten post piszę tylko dlatego, by życzyć Wam SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!
Znając życie znacie mnóstwo życzeń noworocznych, więc nie będę ich tu powtarzać, bo i tak w składaniu życzeń nie jestem dobra. Więc po prostu wszystkiego naj!
Ile to już się ciągnęło? Pięć? Osiem lat? Nie, z pewnością więcej. Chyba... Chyba dwanaście. Dwanaście lat, od kiedy Mizuno Ami się zakochała... W swoim najlepszym przyjacielu, Taikim. Niestety, nigdy mu tego nie wyznała. Dlaczego? Ami zawsze była nieśmiała i bała się reakcji innych, więc maskowała swoje uczucia, często przepracowując się ponad własne siły. Już nieraz przez to wylądowała w szpitalu, ale to był jedyny sposób, by jej uczucia nie wydostały się na zewnątrz. Był jednak jeszcze drugi powód. Kou Taiki był bardzo zajętym człowiekiem i nie poświęcał czasu na coś tak głupiego, jak miłość. Dlatego nigdy nie domyślił się powodu dziwnego zachowania niebieskowłosej w jego towarzystwie. Wszyscy inni potrafili powiedzieć (w połowie), co się dzieje z nastolatką. Jej przyjaciółki bardzo często żartowały sobie, że Mizuno znalazła idealny obiekt swych eksperymentów, bo szatyn niekiedy zachowywał się... jak robot. Jakby nie miał żadnych uczuć. Ale one nie wiedziały, że jego pozornie stalowa dusza skrywała w sobie tyle piękna. Tak samo, jak nie zdawały sobie sprawy z jej uczucia. Uważały, że to tylko zauroczonko, które szybko przejdzie. No... może poza jedną. Jedyną osobą, której powiedziała prawdę, była Minako. Mimo, że blondynka była niezłą gadułą, wiedziała, że może jej spokojnie powierzyć tą tajemnicę, bowiem gdy przychodziło o miłość, Aino stawała się ekspertem. Tylko na ten temat mogła trzymać gębę na kłódkę, rozmyślając przy okazji, jak połączyć zagubione dusze. Było już wiele par, które swe istnienie zawdzięczały właśnie Aino Minako. Niektórzy żartobliwie nawet nazywali ją Venus, która, jak wszyscy wiemy, była Boginią Miłości. Jednak nawet Mina nie potrafiła nic poradzić na Taiki'ego, który wydawał się być po prostu z innej planety. Ani razu nie załapał żadnej aluzji, ciągle pochłonięty pracą. Zresztą, Ami już dawno przestała się łudzić, że kiedykolwiek zaskarbi sobie jego względy. Na świecie było mnóstwo innych dziewczyn. Poza tym, Makoto wydawała się być nim zainteresowana, więc postanowiła odpuścić walkę o serce fiołkowookiego. Nie chciała, by jej przyjaciółka była nieszczęśliwa. Dlatego zdecydowała się wyjechać. Złożyła podanie o transfer na jedną z uczelni w Ameryce. Dzięki temu mogła usunąć się i nie musieć przy okazji znosić widoku ukochanego mężczyzny w ramionach innej. Dziewczyny starały się ją zatrzymać, utrzymując, że nie ma powodu do wyjazdu. Jedynie blondynka z kokardą milczała. Wiedziała, jakie jest to ciężkie dla najmądrzejszej w paczce. Wiedziała, że gdyby była nią, też by to zrobiła. Niekiedy przyjaźń liczy się bardziej, niż miłość. Obie o tym wiedziały. Dlatego też Minako nie próbowała zatrzymać studentki medycyny. Wręcz przeciwnie. Chciała jechać razem z nią, ale Mizuno stwierdziła, że musi poradzić sobie sama. Inaczej nigdy sobie nie wybaczy bycia tak słabą. *** Nadszedł dzień wyjazdu. Ami była właśnie na lotnisku, żegnając się ze swoją najlepszą przyjaciółką. Pozostałym nie powiedziała, kiedy jedzie. Zresztą, nie miała nawet jak. Wszystkie trzy (no dobra, Usa po prostu słuchała się Rei) się na nią obraziły i nie chciały jej słuchać. Wyrzucały jej, że chce je zostawić bez powodu. - Powodzenia, Ami-chan... - wyszeptała Aino, przytulając koleżankę i wylewając słone łzy. To mógł być ostatni raz, kiedy miała okazję ją zobaczyć. *** - Yaten, nie widziałeś Ami? - spytał Taiki, wchodząc do salonu, poprawiając przy okazji okulary, które miał na nosie. - Pewnie na lotnisku - odparł srebrnowłosy, nawet nie odrywając wzroku od telewizora. - Na lotnisku? A co ona niby tam robi? - A co się robi na lotnisku, Taiki? Leci do Stanów. - Po co? - Po jajco, do cholery! Wyjeżdża, żeby nie musieć Cię oglądać! - Zielonookiemu powoli kończyła się cierpliwość. - Ale dlaczego? - "Ja go zaraz zamorduję..." - Bo Cię kocha, idioto! I nie może znieść tego, że ją ignorujesz! - Na to stwierdzenie oczy szatyna rozszerzyły się do granic możliwości. Mizuno Ami go... kochała? - C-co? - Gówno! Jeśli jeszcze raz chcesz zobaczyć swoją dziewczynę, ubieraj buty i jedziemy! Chyba, że wolisz stracić ją na zawsze! - Najmłodszy Kou nie zamierzał sobie strzępić języka na głupotę jego brata, więc po prostu rzucił mu jego buty i sam zaczął zawiązywać sznurówki swoich trampek. Nie mieli czasu do stracenia. "Jeszcze mi za to podziękujesz, Smerfie" - pomyślał zielonooki, patrząc na minę swojego starszego głupiego brata. Taiki ubierał się się milczeniu. Nie mógł uwierzyć, że Ami, jedyna kobieta, którą kiedykolwiek kochał, odwzajemniała jego uczucie. Dlaczego nic mu nie powiedziała? Dlaczego twierdziła, że jest mu obojętna? Niebieskowłosa była najważniejszą osobą w jego życiu. Jasne, miał problemy z okazywaniem uczuć, ale nie było też tak, że w ogóle ich nie miał. "Czekaj na mnie, Ami" - pomyślał, wybiegając z mieszkania, które dzielił z braćmi. Yaten czekał w samochodzie, a gdy tylko brat wsiadł, ruszył z piskiem opon. *** Nadszedł czas, by wejść na pokład samolotu, który miał wystartować za jakieś 25 minut. - No, to na mnie czas. - Będę tęsknić, Mercury. - Minako wysiliła się na lekki uśmiech, wymawiając starą ksywkę niebieskookiej. Pamiętała, że każda z nich miała pseudonim oznaczający jedną z nazw planet Wewnętrznego Układu Słonecznego. Mako była Jupiterem, Rei Marsem, a Usagi Księżycem. Dokładnie pamiętała, dlaczego ją tak nazwali. Powód był prosty. Jej imię, Tsukino Usagi, oznaczało Księżycowy Królik, więc przyjęło się, że nazywali ją Moon. - Ja też, Venus. - Z zamyślenia wyrwał ją głos przyszłej Pani doktor. Niebieskowłosa uśmiechnęła się ostatni raz i odwróciła, by odejść. Jednakże... - Ami! "Ten głos... Nie, to nie możliwe. To nie może być on..." - Ami nie wiedziała, co robić. Dobrze wiedziała, że to nie halucynacje, ale niby co miała mu powiedzieć? Prawdę? Nie, to nie wchodziło w grę. Spaliłaby się że wstydu, gdyby odrzucił ją tutaj. Dwójka braci zatrzymała się tuż przed Venus i Mercury. Obaj dyszeli, jakby co najmniej maraton właśnie przebiegli. Dobra, może nie maraton, ale lotnisko pewno całe przeszukali, zanim wpadli na jakże genialny pomysł sprawdzenia lotów do Stanów. - Oh, Yaten-kun, Taiki-san. - Brązowowłosy aż się skrzywił na sposób, w jaki Mizuno się do niego zwróciła. Zawsze tak oficjalnie. - Eto... Ami, możemy porozmawiać? Na osobności? - H-hai. Oboje odeszli nieco na bok, by nikt ich nie podsłuchiwał. - Więc... co Cię do mnie sprowadza, Taiki-san? Uprzedzam, nie mam wiele czasu. Za chwilę muszę wsiąść do mojego samolotu. - Ami ciężko szło udawanie obojętności, ale dzielnie sobie z tym radziła. - Dlaczego wyjeżdżasz? - To pytanie było tak niespodziewane, że Mizuno spuściła na chwilę swoją gardę, a wszystkie odpowiedzi, jakich Kou oczekiwał, odbiły się w jej szafirowych oczach. Zaraz jednak przywróciła na swoją twarz maskę, za którą zawsze się skrywała. - Nie twój interes. - A ja jednak myślę, że mój. - Czemu tu przyszedłeś? - To pytanie go zaskoczyło. Nie miał na nie odpowiedzi. Więc milczał. - Dlaczego nie zostawisz mnie w spokoju?! I nagle, to po prostu wypłynęło. Niemalże krzyk, bez jego udziału. Patrząc jej prosto w oczy. I nagle zrozumiał że tak było naprawdę. [Znalazłam to w jakimś opowiadaniu, które kiedyś czytałam i po prostu nie mogłam się powstrzymać. Oczywiście tam to wyglądało nieco inaczej, ale mam nadzieję, że tego nie spie- zepsułam xD] - Bo Cię kocham, do cholery! ^^^ No, mamy pierwszą część jednorazówki o Taimi (Taiki i Ami) . Mam nadzieję, że nie jest najgorsza. Dobra, ja lecę, bo jeszcze inne opka trza pisać. Pozdro! ~ Halley S. ☆ PS. Sorry za ewentualne błędy.