wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział III. - "Zagubiona w mroku..."

- Już niedługo... - w nieprzenikniętej ciemności dało się usłyszeć męski, złowieszczy głos. - Już niedługo znów będę wolny. Nareszcie Księżycowa Księżniczka na zawsze odejdzie z tego świata. - jego demoniczny śmiech rozniósł się wśród mroku.
- Nie myśl, że Ci na to pozwolę! - nagle pojawiło się ciepłe, delikatne światło. Wśród niego dało się dostrzec kobiecą postać. Była to oczywiście blondynka.
- Jesteś za słaba, Serenity. Już niedługo będziesz oglądać śmierć swoich przyjaciół. Dopilnuję tego. 
***
Usiadła gwałtownie. Ile to już razy słyszała ten głos? Jednak za każdym razem się bała. Tego, że on może mieć rację. Tego, że znów będzie musiała patrzeć na czyjąś śmierć. Tak, znów. Tak samo było kiedyś. Wieki temu w Moon Castle wydarzyło się coś podobnego. Ale wtedy to nie ona była naczyniem. Tylko jej ciotka. Nie wiedziała, dlaczego Królowa Selene skazała ją na taki los. A może zrobiła to nieświadomie? Nie miała pojęcia.
Wygrzebała się z pościeli i wstała. Nie mogła już tego znieść. Z każdym dniem pieczęć stawała się coraz słabsza. To samo działo się z wolą walki młodej Tsukino. Powoli nikła, pozwalając strachowi zająć jej miejsce. 
- Nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam. - szepnęła do siebie złotowłosa, wychodząc na balkon.
Był środek nocy. Gwiazdy migotały wesoło na niebie, a i Księżyc zdawał się jaśnieć bardziej, niż kiedykolwiek. Jakby nie wiedział o zagrożeniu, które spoczywało w głębi tej małej dziewuszki, wpatrującej się w niego swymi wielkimi, błękitnymi oczyma. Westchnęła ciężko. Ta walka była wyczerpująca. Powoli traciła nadzieję na wygraną.
"Mamo, pomóż mi, proszę." - pomyślała, spoglądając w niebo.
Tak, była głupia. Kto dziś szuka odpowiedzi w milczących gwiazdach? Może na Kimnoku jest ktoś taki, ale po co miałaby to robić spadkobierczyni tronu Księżyca? Nie znała odpowiedzi na to pytanie. Chciała tylko wiedzieć. Znać sposób pokonania tego zła, drzemiącego w jej ciele.
Niespodziewanie Księżyc rozbłysł tak jasno, że nie mogła patrzeć. Zupełnie, jakby to było Słońce. Zamknęła oczy, ale blask i tak dostawał się pod zaciśnięte powieki. I nagle wszystko wróciło do normy. Niepewnie uchyliła powieki i zamarła. Nie była już w swoim pokoju. Ba, w ogóle nie była już na Ziemi! Stała dokładnie pośrodku ruin Moon Castle. Rozejrzała się niepewnie. Postanowiła pójść do tego samego miejsca, gdzie zobaczyła swoją matkę podczas ich pierwszej wyprawy na Srebrny Glob.
Stanęła przed czymś, co wyglądem przypominało miniaturową kolumnę, gdzie niegdyś spoczywał miecz, wyciągnięty potem przez Venus. Pamiętała, że chwilę po tamtym zdarzeniu, pojawiła się Selene. Uklękła tuż przed kolumienką. Chciała znów zobaczyć swoją mamę. Uzyskać odpowiedzi na dręczące ją pytania. Tak bardzo pragnęła wiedzieć, jak uniknąć tragedii, która niegdyś wydarzyła się w Silver Millenium. 
- Mamo, pomóż mi. - szepnęła, a po jej policzkach mimowolnie spłynęły krystaliczne łzy. Jedna z nich dotknęła kolumienki, która zajaśniała delikatnym światłem.
Błękitnooka otworzyła szerzej oczy. Przed nią stała Selene we własnej osobie. Nie był to żaden hologram, ani nic. To była prawdziwa Królowa Księżyca!
- Dobrze Cię znów widzieć, Serenity. - białowłosa uśmiechnęła się czule, głaskając nastolatkę po głowie.
- Mama...
- Już dobrze. Wiem, co się dzieje. Naprawdę mi przykro, że musisz przez to przechodzić, Serenity. Jednakże jest to konieczne. Kiedyś dowiesz się, dlaczego to w Tobie jest on zapieczętowany. Ale póki co, bądź dzielna. Jesteś w końcu Córką Księżyca. Liczę na Ciebie, Serenity. - rzekła Selene.
- To wszystko jest takie trudne. Boję się, że powtórzę błędy cioci. Że przeze mnie wszyscy zginą. - spuściła głowę.
- Nie powinnaś wątpić w swoją siłę. Tak samo, jak nie powinnaś przestać wierzyć w miłość i przyjaźń. - skarciła ją kobieta. - W pojedynkę świata nie uratujesz. Przecież dobrze o tym wiesz. Poza tym, jeśli nie będziesz umiała pomóc sobie samej, nie będziesz w stanie pokonać Rin'a. Pamiętaj o tym.
- Wakatta.
- Pora się już pożegnać. - blondynka spojrzała na matkę zdziwiona.
- Już? Nande? - strzelała pytaniami.
- Mój czas się kończy. Moim zadaniem było przygotować Cię do tej roli. Wypełniłam moją misję. Muszę już wracać do zaświatów. Ale jestem pewna, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Sayonara, Serenity. - i zniknęła.
- Żegnaj, mamo. - wyszeptała mechanicznie. Wpatrywała się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała była władczyni Silver Millenium.
Wstała z klęczek. Nie miała pojęcia, co teraz robić. Chciała wrócić już na Ziemię, ale nie wiedziała, jak. Nagle otoczenie wokół niej zaczęło wirować i błyszczeć. Ona sama uniosła się w powietrze. Znów ją oślepiło, a gdy otworzyła oczy, leżała na podłodze swojego pokoju. Już prawie świtało.
- Czy naprawdę powinnam im powiedzieć? - zastanawiała się.
Nie była co do tego zbytnio przekonana. No bo co, miała niby wparować od tak do Świątyni, gdzie zapewne wszyscy byli i powiedzieć, że ma w sobie zło wcielone? To przecież w grę nie wchodziło. Taa, jedna z najczystszych dusz skrywa w sobie taki mrok. Kto by pomyślał. Mimowolnie spojrzała na zegarek. Jeszcze nawet nie było szóstej. Nie miała zamiaru wracać do łóżka. I tak już nie zaśnie.
***
W tym czasie, wszystkie wojowniczki, Luna, Artemis, Kakyuu i Mamoru, siedzieli w Świątyni Hikawa, obmyślając plan. Niecierpliwili się, widząc brak reakcji ze strony złotowłosej, więc postanowili zmienić podejście.
- Jak nie po dobroci, to siłą. - mruknęła Uran, przerywając dotąd panującą ciszę.
- Niechętnie to mówię, ale zgadzam się z tą blond psychopatką. - Yaten jak zawsze był złośliwy i szczery aż do bólu. - Za długo zwlekaliśmy. Musimy tam wejść. W końcu to nasza przyjaciółka. Wypadałoby dowiedzieć się, co spowodowało tak diametralną zmianę. Kiedyś taka wesoła. Wszędzie było jej pełno. A teraz? Normalnie, jakby to nie była ona!
- Nie buzuj się tak, Kou. - wtrąciła się reinkarnacja ziemskiego Endymiona.
- Mam do tego prawo! Wkurza mnie to jej milczenie! - najwidoczniej Chiba tylko dodał oliwy do ognia.
- Yaten-kun, nam też nie jest łatwo. Ale takim zachowaniem nic nie wskóramy. - Minako położyła srebrnowłosemu rękę na ramieniu. Dobrze wiedziała, że teraz nie był czas na takie napady złości. To mogło tylko wszystko pogorszyć.
Na szczęście srebrnowłosy zdołał się opanować. Wrócili więc do dyskusji. Próbowali ułożyć wszelkie możliwe scenariusze. Chcieli być przygotowani na wszystko. Rei nawet próbowała zobaczyć wynik tego wszystkiego w Świętym Ogniu. Niestety, nie dostała odpowiedzi.
***
Znów dobijali się do jej pokoju. Była zmęczona tym wszystkim. Czy oni nie mogą sobie dać spokoju? Założyła słuchawki i puściła muzykę na full. Chciała zagłuszyć odgłos walenia w drzwi i te wrzaski. Ale nawet to nie pomogło.
"Co robić? Wpuścić ich, czy dalej udawać?" - myślała.
Wiedziała, że już dłużej nie wytrzyma. Nawet ona nie jest w stanie tak długo ignorować przyjaciół. Skarciła się w duchu. Zawsze miała za miękkie serce. Ale co poradzić? Taki już jej los. Wstała i chwiejnymi krokami podeszła do drzwi. Z bijącym mocno sercem przekręciła klucz i nacisnęła klamkę. Nadszedł czas...
^^^
Yo. Gomene, że tak długo. No i że taki krótki. Niestety jakoś nie umiałam tego dalej pociągnąć. I tak chciałam skończyć w takim momencie, więc nie ma co na silę dalej pisać. Wiem, wiem, strasznie to krótkie, ale akcja dopiero się rozkręca. Jeszcze nie przyzwyczaiłam się do tego opa. Pozostałe (nie licząc wordpress'a) prawdopodobnie pozostaną zawieszone do końca tego. Tak więc postaram się dodawać często, ale nic nie obiecuję. W końcu blogi o SM nie są jedynymi, które posiadam. Więc nie mogę być stuprocentowo pewna. No dobra, rozgadałam się. Jak zwykle zresztą. Tak więc, do następnego.

Pozdro!
~ Halley S.

sobota, 14 lutego 2015

Rozdział II. - "Zagubiona w mroku..."

Siedziała na parapecie. Spoglądała przez okno, na deszcz padający od samego rana. Na podłodze stał talerz z nietkniętym posiłkiem. Już dawno wszystko wystygło. Ale jej to nie obchodziło. Była zbyt zamyślona, by zwrócić na to uwagę. Na to, czy na cokolwiek innego.
W końcu odwróciła głowę, a złote włosy poruszyły się delikatnie. Podeszła do lustra. Bardzo się zmieniła od czasu pokonania Chaosu. Znacznie schudła, było jej widać chyba wszystkie żebra. Włosy, które kiedyś starannie upinała w dwa koczki, ciągnęły się za nią smętnie po podłodze. Błękitne oczy straciły swój blask. Jej wiecznie uśmiechnięta twarz pogrążona była w smutku. Nie umiała się już śmiać. Nie umiała też już płakać. Była tylko porcelanową lalką, którą każdy, nawet najmniejszy podmuch wiatru mógł zmieść w pył.
Jej wzrok mimowolnie powędrował w prawo. Stał tam czarny fortepian, na którym bardzo lubiła grać. To ją uspakajało. Mimo iż nie było tego widać, bardzo cierpiała. Każdej nocy przeżywała istne katusze. Nie, nie krzyczała. Siedziała cicho, próbując się uspokoić. Czasem wychodziła na balkon, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Chciała poradzić sobie z tym sama. Nie mogła się już wycofać. Musiała iść dalej, nie oglądając się za siebie.
Podeszła do instrumentu. Delikatnie przejechała palcami po klawiszach. Ciche dźwięki rozdarły ciszę. Zasiadła na stołku i zaczęła grać. Tą samą melodię, którą wygrywała jej pozytywka. Dostała ją od Seiyi, na urodziny. Kochała ten dźwięk. Nauczyła się więc grać tą melodię na fortepianie. A brzmiało to jakoś tak:
(Lacie's Melody - Piano)


Po raz pierwszy od kilku miesięcy, uśmiechnęła się lekko. Dawno już tego nie grała. W jej ręce wpadła znajoma pozytywka. Ścisnęła ją lekko.
- Chciałabym, żebyś tu był. - i pocałowała przedmiot.
Nie wiedziała, którego kocha. Lubiła ich obu, ale nie miała pojęcia, czy to tylko przyjaźń, czy miłość. Nie umiała wybrać. Chciała, by obaj byli przy niej. Ale wtedy mogła ich narazić na niebezpieczeństwo. A do tego nie mogła dopuścić.
***
Stali przed jej domem. Cztery Innerki, cztery Outerki, Endymion, Kakyuu i Starlights. W normalnych formach, oczywiście. Zdecydowani byli uratować przyszłą władczynię wszechświata. To był ich cel. Wyrwać ją z ciemności, w którą zapadała się niemal od roku. Oprócz nich, były tam dwa koty. Luna i Artemis. Doradcy poprzedniej władczyni Księżyca, Selene. Oni także pragnęli, by ich Księżniczka znów zalśniła dawnym blaskiem.
- Miejmy to już za sobą. - szepnęła Minako, pukając do drzwi.
Otworzyła jej Ikuko, matka siedemnastoletniej reinkarnacji Serenity.
- Dzień dobry. Jest może Usagi? - spytała uprzejmie blondynka z kokardą wpiętą w swoje długie loki.
- Tak. Proszę, wejdźcie. - na wzmiankę o Usagi, kobieta wyraźnie posmutniała.
Wszyscy od razu skierowali się na piętro, do pokoju najstarszej pociechy Tsukino. Tym razem zapukała Ami. Nikt jednak nie odpowiedział. Zresztą, jak zwykle.
- Usagi-chan! Wiem, że tam jesteś! - zawołała Makoto.
Dalej nic. Rei walnęła w drzwi najmocniej, jak umiała, ale i tak nie stanęły otworem.
- Wejdziemy oknem. - mruknęła pod nosem brunetka.
Ale i okna, i balkon były zamknięte. Grube, ciężkie kotary nie pozwalały na dojrzenie tego, co działo się w środku. Mimo to, wszyscy wiedzieli, że ona tam jest.
***
I rzeczywiście była. Ale nie chciała, by zobaczyli ją w takim stanie. W ogóle, widywanie się z nią mogło sprowadzić na nich niebezpieczeństwo. Siedziała więc cicho i udawała, że jej nie ma. Mijały minuty, a oni dalej się do niej dobijali.
- Odejdźcie stąd... - jej szept rozniósł się po pogrążonym w półmroku pomieszczeniu.
Siedziała skulona przy łóżku. Głowę oparła na kolanach, pozwalając by długie, często ciągnące się za nią po podłodze włosy zasłoniły jej umęczoną twarzyczkę. Miała ochotę w końcu odejść. Zniknąć. Chciała oderwać się od tego bólu. Od poczucia winy. To zło, które im wcześniej zagrażało. To wszystko działo się przez nią. Bo chcieli mocy, która drzemała głęboko w niej, a o której istnienia nie miała pojęcia. Ani ona, ani jej przyjaciele.
W końcu usłyszała, że sobie odpuścili. Odetchnęła z ulgą. Nie wiedziała, jak długo da radę się jeszcze ukrywać. Nie chciała ich ranić, ale tym razem musiała. Inaczej mogliby zginąć. I to z jej winy. A tego nie chciała.
***
- Jak myślicie, czemu nie chce nikogo widzieć? - spytała Mako, gdy w końcu wyszli z domu Tsukino.
- Nie wiem. To może być wszystko. - odpowiedziała jej czternastoletnia Hotaru.
- Spróbujemy jutro. - zadecydowała piaskowłosa, a wszyscy jej przytaknęli.
Omówili plany i każdy poszedł do siebie.  Nie wiedzieli tylko, że wciąż próbując, tylko podsycają strach blondwłosej. Strach o nich. Bała się, że w końcu się złamie i ich wpuści. Ale oni nie mieli o tym pojęcia. To tylko pogarszało sytuację.
***
Minęło kilka dni. Błękitnooka dzielnie się trzymała i nie zdradziła, że ich słyszy i że tam jest. Ale wiedziała, że długo tak nie wytrzyma. Jeśli dalej tak będzie, on przejmie nad nią kontrolę. I wtedy ona ich skrzywdzi. Nie mogła do tego dopuścić. Nigdy by sobie tego nie wybaczyła. A on każdego dnia był silniejszy. Powoli stawał się na tyle potężny, by złamać pieczęć nałożoną na niego przed wiekami. Żywił się strachem swego "naczynia". Jej bólem, cierpieniem. Dla niego to było iście zabawne. Patrzeć, jak ona powoli oddaje się w objęcia mroku. Jak powoli pozwala mu się wydostać. Ale jeszcze ma czas. Póki co, nie ma tyle siły, by uciec z tego więzienia, ale już niedługo. Niedługo przepowiednia się spełni, a świat czeka zagłada.
^^^
Heej. Sorry, że tak krótki, ale jakoś nie mogłam się przemóc na dłuższy. Mam nadzieję, że się Wam podobało ;).

Pozdro!
~ Halley S.

środa, 4 lutego 2015

Rozdział I. - "Zagubiona w mroku..."

- Cholera! - krzyknęła, po raz niewiadomo który tego dnia, Haruka.
- Uspokój się, kochanie. - próbowała uspokoić partnerkę Michiru.
- Niby jak? Kociątko każdego dnia słabnie! Jeśli czegoś nie zrobimy, jej blask całkowicie zgaśnie! - Tennoh była na skraju załamania nerwowego.
- Ruka. Wiem, że jest dla Ciebie najważniejsza, ale próbowałyśmy już wszystkiego. - próbowała przekonać zielonooką morskowłosa.
- Jest jeszcze jedno wyjście. - wtrąciła się, dotąd milcząca Setsuna.
- Setsuna-mama ma rację. - odezwała się Hotaru.
Kobiety spojrzały na dwie towarzyszki. Oczywiście wiedziały, o co im może chodzić. Ale nie chciały tego robić. Jednak Księżniczka była najważniejsza.
- Nie sądziłam, że to powiem, ale musimy sprowadzić tu tego grajka. - zakończyła rozmowę krótkowłosa.
***
Czekały. Musiały czekać, aż będą mogły wejść do środka. Bardzo się niecierpliwiły, a w szczególności Uran. W końcu drzwi uchyliły się i strażnik zaprosił je do sali. Podążyły za nim. Znalazły się w sali tronowej. Czekała tam władczyni Kimnoku, Kakyuu oraz Sailor Starlights.
- Witajcie, ziemskie wojowniczki. - odezwała się Księżniczka.
- Witaj, Księżniczko Kakyuu. - przywitała się, w imieniu wszystkich Outerek, Pluto.
- Co Was do nas sprowadza? - spytała Sailor Star Maker, stojąca po prawicy swej władczyni.
- Wiemy, że nie mamy prawa o to prosić, ale potrzebujemy pomocy. Nasza Księżniczka, Princess Serenity... - nie wiedziała co powiedzieć Saturn. - Dzieje się z nią coś złego. Jeszcze nie zdołałyśmy określić, co dokładnie, ale... Jej blask każdego dnia jest coraz słabszy. Ona umiera. Chciałyśmy prosić, byście spróbowali przywrócić jej blask, którego jej tak brakuje.
- Cóż... - zaczęła czerwonowłosa. - Nie mogę powiedzieć, że nie wiem, co się dzieje. Niedawno zauważyłam, że gwiazda Serenity powoli gaśnie. Chciałam wysłać więc kogoś, by sprawdził, co się dzieje. Jednak uprzedziłyście moją decyzję. Oczywiście pomożemy wam. Jesteśmy wam to winni. Szczególnie Serenity.
- Księżniczko Kakyuu. Kim jest ta cała Serenity? - spytała Healer.
- Dziwi mnie to, że jeszcze tego nie odkryłyście, moje Gwiazdy. Princess Serenity, córka Bogini Księżyca Selene. Żyła w czasach Silver Millenium. Niestety w dniu swych siedemnastych urodzin zginęła. Za sprawą Srebnego Kryształu odrodziła się na Ziemi. Imię jej reinkarnacji nie jest wam obce. Widzieliście Serenity pod postacią Sailor Moon, Tsukino Usagi. - zakończyła Kakyuu.
- Słucham?! - nie dowiedziała Fighter. - Odango jest reinkarnacją Princess Serenity?
- Tak, Kou. Niedługo możemy się widzieć na jej pogrzebie, jeśli nic nie zrobimy. - Tennoh jak zawsze była opryskliwa.
- Uranie! - zganiła ją Puu.
- Ja tylko prawdę mówię. - prychnęła Pani Wiatru.
- Gwiazdy. - wtrąciła się czerwonowłosa, zwracając tyn samym na siebie uwagę zebranych. - Pakujcie się. O świcie lecimy na Ziemię.
Starlights były zszokowane. Po tylu miesiącach spędzonych na Kimnoku, znów mieli zawitać na Błękitnej Planecie. Nic nie mówiąc kiwnęły głowami i oddaliły się do swych komnat.
***
Osiem osób stanęło na twardym gruncie. Wokół nich zebrały się Inner Senshi wraz z Endymionem.
- Witajcie ponownie. Princess Kakyuu, Sailor Starlights. - przemówiła Venus, jako dowódca tego czteroosobowego oddziału Czarodziejek. Jej głos był spokojny, opanowany.
"Zmieniiłaś się, Minako." - przeszło przez myśl Healer, która, podobnie jak dwie towarzyszki, wróciła do swej męskiej formy.
- Witajcie, Inner Senshi. - przywitała się w imieniu wszystkich Princess.
- Proszę za mną, Wasza.Wysokość. Zaprowadzimy Was do Waszego tymczasowego apartamentu. - tym razem odezwał się Mamoru.
Na miejsce doszli po niecałych piętnastu minutach. Przybysze w tym czasie wypytywali o Tsukino, która jako jedyna nie pojawiła się, by przywitać braci Kou.
- Dlaczego nie przyszła? - spytał nagle Taiki.
 - Usagi nie wie o Waszym powrocie. Nie mamy z nią już żadnego kontaktu. Nikogo nie wpuszcza, nawet rodziny. Jedzenia prawie nie tyka. Ostatnio widzieliśmy ją chyba z pół roku temu. Na początku wszystko wydawało się być w porządku. Pokonaliśmy zło, Mamoru do niej wrócił. Wszystko było tak, jak chciała. A teraz? Nie wiem, co się z nią dzieje... - odparła Mars.
- Nie przyjęła nas nawet wtedy, kiedy przenieśliśmy słodycze. - dodała Jupiter. - Coś się musiało stać. Człowiek nie zmienia się z dnia na dzień. Martwię się o nią.
- Jedno jest pewne. Nie odejdziemy stąd, póki Odango nie wróci do siebie. - zadecydował Seiya, decydując o końcu dyskusji.
^^^
Heej. Niestety plany mi się trochę zmieniły, więc zamiast "Masz przyjaciół..." znów dodałam "Zagubiona...". Mam nadzieję, że się podobało. Gomene, że krótkie.

- Halley S.