Siedziała na parapecie. Spoglądała przez okno, na deszcz padający od samego rana. Na podłodze stał talerz z nietkniętym posiłkiem. Już dawno wszystko wystygło. Ale jej to nie obchodziło. Była zbyt zamyślona, by zwrócić na to uwagę. Na to, czy na cokolwiek innego.
W końcu odwróciła głowę, a złote włosy poruszyły się delikatnie. Podeszła do lustra. Bardzo się zmieniła od czasu pokonania Chaosu. Znacznie schudła, było jej widać chyba wszystkie żebra. Włosy, które kiedyś starannie upinała w dwa koczki, ciągnęły się za nią smętnie po podłodze. Błękitne oczy straciły swój blask. Jej wiecznie uśmiechnięta twarz pogrążona była w smutku. Nie umiała się już śmiać. Nie umiała też już płakać. Była tylko porcelanową lalką, którą każdy, nawet najmniejszy podmuch wiatru mógł zmieść w pył.
Jej wzrok mimowolnie powędrował w prawo. Stał tam czarny fortepian, na którym bardzo lubiła grać. To ją uspakajało. Mimo iż nie było tego widać, bardzo cierpiała. Każdej nocy przeżywała istne katusze. Nie, nie krzyczała. Siedziała cicho, próbując się uspokoić. Czasem wychodziła na balkon, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Chciała poradzić sobie z tym sama. Nie mogła się już wycofać. Musiała iść dalej, nie oglądając się za siebie.
Podeszła do instrumentu. Delikatnie przejechała palcami po klawiszach. Ciche dźwięki rozdarły ciszę. Zasiadła na stołku i zaczęła grać. Tą samą melodię, którą wygrywała jej pozytywka. Dostała ją od Seiyi, na urodziny. Kochała ten dźwięk. Nauczyła się więc grać tą melodię na fortepianie. A brzmiało to jakoś tak:
(Lacie's Melody - Piano)
Po raz pierwszy od kilku miesięcy, uśmiechnęła się lekko. Dawno już tego nie grała. W jej ręce wpadła znajoma pozytywka. Ścisnęła ją lekko.
- Chciałabym, żebyś tu był. - i pocałowała przedmiot.
Nie wiedziała, którego kocha. Lubiła ich obu, ale nie miała pojęcia, czy to tylko przyjaźń, czy miłość. Nie umiała wybrać. Chciała, by obaj byli przy niej. Ale wtedy mogła ich narazić na niebezpieczeństwo. A do tego nie mogła dopuścić.
***
Stali przed jej domem. Cztery Innerki, cztery Outerki, Endymion, Kakyuu i Starlights. W normalnych formach, oczywiście. Zdecydowani byli uratować przyszłą władczynię wszechświata. To był ich cel. Wyrwać ją z ciemności, w którą zapadała się niemal od roku. Oprócz nich, były tam dwa koty. Luna i Artemis. Doradcy poprzedniej władczyni Księżyca, Selene. Oni także pragnęli, by ich Księżniczka znów zalśniła dawnym blaskiem.
- Miejmy to już za sobą. - szepnęła Minako, pukając do drzwi.
Otworzyła jej Ikuko, matka siedemnastoletniej reinkarnacji Serenity.
- Dzień dobry. Jest może Usagi? - spytała uprzejmie blondynka z kokardą wpiętą w swoje długie loki.
- Tak. Proszę, wejdźcie. - na wzmiankę o Usagi, kobieta wyraźnie posmutniała.
Wszyscy od razu skierowali się na piętro, do pokoju najstarszej pociechy Tsukino. Tym razem zapukała Ami. Nikt jednak nie odpowiedział. Zresztą, jak zwykle.
- Usagi-chan! Wiem, że tam jesteś! - zawołała Makoto.
Dalej nic. Rei walnęła w drzwi najmocniej, jak umiała, ale i tak nie stanęły otworem.
- Wejdziemy oknem. - mruknęła pod nosem brunetka.
Ale i okna, i balkon były zamknięte. Grube, ciężkie kotary nie pozwalały na dojrzenie tego, co działo się w środku. Mimo to, wszyscy wiedzieli, że ona tam jest.
***
I rzeczywiście była. Ale nie chciała, by zobaczyli ją w takim stanie. W ogóle, widywanie się z nią mogło sprowadzić na nich niebezpieczeństwo. Siedziała więc cicho i udawała, że jej nie ma. Mijały minuty, a oni dalej się do niej dobijali.
- Odejdźcie stąd... - jej szept rozniósł się po pogrążonym w półmroku pomieszczeniu.
Siedziała skulona przy łóżku. Głowę oparła na kolanach, pozwalając by długie, często ciągnące się za nią po podłodze włosy zasłoniły jej umęczoną twarzyczkę. Miała ochotę w końcu odejść. Zniknąć. Chciała oderwać się od tego bólu. Od poczucia winy. To zło, które im wcześniej zagrażało. To wszystko działo się przez nią. Bo chcieli mocy, która drzemała głęboko w niej, a o której istnienia nie miała pojęcia. Ani ona, ani jej przyjaciele.
W końcu usłyszała, że sobie odpuścili. Odetchnęła z ulgą. Nie wiedziała, jak długo da radę się jeszcze ukrywać. Nie chciała ich ranić, ale tym razem musiała. Inaczej mogliby zginąć. I to z jej winy. A tego nie chciała.
***
- Jak myślicie, czemu nie chce nikogo widzieć? - spytała Mako, gdy w końcu wyszli z domu Tsukino.
- Nie wiem. To może być wszystko. - odpowiedziała jej czternastoletnia Hotaru.
- Spróbujemy jutro. - zadecydowała piaskowłosa, a wszyscy jej przytaknęli.
Omówili plany i każdy poszedł do siebie. Nie wiedzieli tylko, że wciąż próbując, tylko podsycają strach blondwłosej. Strach o nich. Bała się, że w końcu się złamie i ich wpuści. Ale oni nie mieli o tym pojęcia. To tylko pogarszało sytuację.
***
Minęło kilka dni. Błękitnooka dzielnie się trzymała i nie zdradziła, że ich słyszy i że tam jest. Ale wiedziała, że długo tak nie wytrzyma. Jeśli dalej tak będzie, on przejmie nad nią kontrolę. I wtedy ona ich skrzywdzi. Nie mogła do tego dopuścić. Nigdy by sobie tego nie wybaczyła. A on każdego dnia był silniejszy. Powoli stawał się na tyle potężny, by złamać pieczęć nałożoną na niego przed wiekami. Żywił się strachem swego "naczynia". Jej bólem, cierpieniem. Dla niego to było iście zabawne. Patrzeć, jak ona powoli oddaje się w objęcia mroku. Jak powoli pozwala mu się wydostać. Ale jeszcze ma czas. Póki co, nie ma tyle siły, by uciec z tego więzienia, ale już niedługo. Niedługo przepowiednia się spełni, a świat czeka zagłada.
^^^
Heej. Sorry, że tak krótki, ale jakoś nie mogłam się przemóc na dłuższy. Mam nadzieję, że się Wam podobało ;).
Pozdro!
~ Halley S.
bardzo ciekawy rozdział :) i piękna melodia świetnie się przy niej czyta no i myślałam że Seyia poczeka aż wszystkie wojowniczki sobie pójdą a on sam spróbuje dostać się do Usy ? :) czekam niecierpliwie na ciąg dalszy i pozdrawiam fanka 12 :)
OdpowiedzUsuńMiałam identyczne przeczucia tak mi to do Niego pasuje życze dużo weny
OdpowiedzUsuńfajny rozdział. życzę weny i uśmiechu.
OdpowiedzUsuń